Mniej mnie

Mąż mojej dawnej dobrej sąsiadki, a mój dawny dobry sąsiad, znany jako złota rączka, lubił przedstawiać mnie swoim znajomym jako kobietę, która ma wszystko na swoim miejscu, a także lubił na powitanie objąć mnie w pół i mocno przytulić, czemu zawsze towarzyszył chrzęst chrząsteczek w moim wiotkim ciele. Któregoś razu, przyciągnąwszy mnie do siebie jak zawsze, zatrzymał rękę na mojej talii dłużej niż zwykle, po czym z niedowierzaniem przesunął ją po plecach, macając delikatnie ich dół i górę, jak maca się gąskę, żeby sprawdzić, czy już dojrzała do rzezi. - No, nareszcie masz ciało jak kobieta! - powiedział z uznaniem, a ja przyznałam eufemistycznie, że faktycznie ostatnio ciała nieco mi przybyło.

*

Sytuacja z sąsiadem powtórzyła się kilkakrotnie, a było to prawie ćwierć wieku temu, w pierwszych latach Transformacji, kiedy po peerelowskiej biedzie sklepy zapełniły się towarami, a moja kieszeń wypełniła się złotówkami zarobionymi w ładnie rozwijającej się firmie prowadzonej przeze mnie na własny rachunek. Zaczęłam wtedy dobrze jeść. Dobrze – to za mało powiedziane. Zaczęłam jeść – za dobrze. Po latach chudych przyszły lata tłuste i moje chude ciało zaczął wypełniać tłuszcz.

Dziesięć lat później, kiedy po tłustych latach biznesowych przyszły na mnie lata chude, moja systematycznie zyskująca na wadze firma niespodziewanie wagę drastycznie straciła. Ja natomiast na wadze nadal przybierałam, jedząc byle co, byle jak, byle kiedy. Mówiąc dosadnie - objadałam się. Mówiąc dosadniej - obżerałam się. Straciłam umiejętność odżywiania się. Wpychałam w siebie jedzenie z nawyku, z kłopotów, z depresji.

Najpierwsze ostrzeżenie, pochodzące od mojego dobrego sąsiada, zlekceważyłam. Któregoś razu, dwadzieścia lat temu, przygarnąwszy mnie jak zwykle chrząknął tylko znacząco i nic nie powiedział, a ja poczułam, jak jego dłoń zamknęła się na pierwszych wałeczkach tłuszczu na mojej talii. Nie zlekceważyłam natomiast ostrzeżenia ostatniego, które przyszło do mnie dwa lata temu. Pewien lekarz specjalista w opinii o moim stanie zdrowia na pierwszym miejscu zdiagnozowanych chorób wpisał otyłość, co początkowo odebrałam jako żart: otyłość to mankament urody, a nie choroba. Ale na tym oficjalnym druku opatrzonym pieczątkami stało wyraźnie: chora na otyłość.

*

Byłam w życiu w różnych mrocznych zakątkach ludzkiego losu, wśród których znalazła się również otyłość, choroba naszych czasów. Łaska wyprowadzała mnie z innych ślepych uliczek moich życiowych doświadczeń, łaska wyprowadziła mnie również z tej ślepej uliczki. W ciągu ostatnich dwóch lat straciłam prawie wszystkie kilogramy nadwagi, które narosły na mnie przez dwa poprzednie dziesięciolecia.

Moja nadwaga zmniejszyła się z trzydziestu trzech do trzech kilogramów, które być może powinnam zachować, żeby mój dawny dobry sąsiad, znany jako złota rączka, jeśli kiedyś będzie nam dane spotkać się znowu, mógł tym bardziej powiedzieć że Alicja jest kobietą, która ma wszystko na swoim miejscu: tak ciało, jak młotki, obcęgi, kombinerki, śrubokręty, przebijaki, dłuta, imadła, piłki do drewna i metalu, packi murarskie, szpachlówki oraz inne pomniejsze narzędzia odziedziczone po ojcu, które od czterdziestu lat trzymam ładnie ułożone w specjalnym pudełku i użyczam sąsiadom w potrzebie.

*

Oto jeszcze jedna opowiastka, której wcześniej - dwa, cztery, sześć lat temu – z oczywistych względów nie mogłabym napisać. Musiałam schudnąć do puenty. Czy nowy wątek mojej autobiografii - wątek otyłości - mogłabym włączyć do swojej powieści nr 2? A czemuż by nie. W tej branży wszystko jest na sprzedaż.


.