Jakiś porządek musi być

Mama przywiązywała mniejszą uwagę do ładu zewnętrznego - ważniejsza była dla niej zewnętrzna i wewnętrzna czystość. Dla Ojca natomiast ważny był ład - układanie rzeczy pod linijkę i zachowywanie procedur. Na przykład: wielkie małżeńskie łoże moich rodziców ścieliło się na modłę Ojca, według ustalonego porządku, pedantycznie wścielając w określonej kolejności liczne poduszki, pierzyny i pierzynki, na koniec wyrównując na płasko górę tego rodzinnego katafalku i rozpościerając na nim dwie wielkie lniane kapy w drobne kwiatki.

Syntezą stylu mojej Mamy był sposób tłuczenia mięsa na bitki, zrazy lub kotlety, przy którym w młodości asystowałam. Mięso było świeżutkie i czyste. Podobnie stół i deska, na której odbywało się bicie. Natomiast jego wynik (wraz z wynikiem późniejszego smażenia i duszenia ubitego) - zawsze wyśmienity. Jednak po zakończeniu całej operacji ściany kuchni pozostawały oblepione różowymi lub czerwonymi odpryskami bitek, zrazów i kotletów, a ich oczyszczanie bywało moim zadaniem, gdyż zapracowana Mama nie miała już ani czasu, ani siły na takie detale. Żyła z rozmachem, z rozmachem również gotowała.

*


Co powyższe wspomnienie ma wspólnego z powieścią nr 2? Sporo, bowiem więcej odziedziczyłam z pedanterii mojego rodziciela niż z rozmachu mojej rodzicielki. Lubię - ład. Mój dom jest - uładzony. Chociaż swoje rzeczy potrafię wprowadzać w stany artystycznego nieładu, które również lubię, to jednak ostatecznie przeważa wzgląd praktyczny, czyli możliwość szybkiego znajdowania potrzebnych przedmiotów oraz istotnych informacji. Dlatego staram się pilnować pragmatycznego porządku w swoim życiu.

W związku z powyższym: nie wyobrażam sobie, żeby w książkowym wydaniu mojej powieści napis na jej grzbiecie został niewłaściwie wydrukowany, co zdarza się dość często w polskim edytorstwie, i co utrudnia odszukiwanie książek wśród innych, ustawionych w szeregu na półce lub płasko ułożonych w pionowym stosiku. Napis zawierający nazwisko autora oraz tytuł publikacji ma być umieszczony tak, aby po położeniu książki na płasko, przednią stroną okładki do góry, litery na jej grzbiecie znajdowały się w normalnej pozycji, umożliwiającej ich odczytanie bez stawania na głowie.

Natomiast kiedy taka książka znajdzie się na półce, wśród innych podobnie edytorsko uporządkowanych książek, odszukamy ją szybciej, gdyż będziemy mogli łatwiej odczytywać ujednolicone napisy na grzbietach, przechylając głowę jedynie w prawą stronę, bez konieczności kręcenia nią w prawo i w lewo, w zależności od tego, jak się komuś przywidziało zadrukować grzbiet okładki. Zdarza się, że księgarze i bibliotekarze próbują naprawiać sytuację przez ustawianie do góry nogami takich nieprzemyślanych publikacji, ale jest to zabieg niewystarczający, gdyż po wyjęciu książki z półki, będziemy musieli żonglować nią w poszukiwaniu jej przodu. Nic bardziej denerwującego. I nic bardziej zniechęcającego do lektury. Obiecuję: nie tak będzie z moją powieścią nr 2!


.