Prawie dziesięć lat temu założyłam
osobiste konto na portalu nasza-klasa.pl, głównie z tego powodu, że
pierwsze piętnaście lat kariery zawodowej przepracowałam jako nauczyciel
licealny, i kiedy pojawił się szeroko dostępny internet, a wraz z nim
wspomniany portal, wyczytałam gdzieś, że strasznie się tam obrabia tyłki
dawnym nauczycielom, i że jedynym sposobem, aby swój ocalić, jest
zarejestrować się i wpisać w charakterze nauczyciela w profilu każdej
klasy, w której uczyło się, żeby dawni uczniowie mieli świadomość, że
ich wypowiedzi są obserwowane.
Nie
bardzo wierzyłam, że ktoś będzie chciał mój tyłek obrabiać, ponieważ
miałam opinię nauczyciela wyjątkowo sprawiedliwego, więc sądziłam, że
uczniowie po latach odpłacą mi tym samym, czyli pięknym za piękne. Czy
tak by się stało, trudno powiedzieć, gdyż - zresztą jako jeden z bardzo
nielicznych dawnych nauczycieli - profilaktycznie ujawniłam się w każdej
klasie, którą uczyłam, więc nie dowiedziałam się, co dawni uczniowie
myślą o mnie, i na wszelki wypadek nadal czuwam tam nad swoim
nauczycielskim honorem, nawet teraz, kiedy - po paru latach
sentymentalnej euforii - życie towarzyskie na tym wspomnieniowym portalu
zamarło prawie całkowicie.
*
Podczas
studiów uniwersyteckich, jako nowo przyjęta studentka pierwszego roku,
miałam szczęście zostać przydzieloną do bardzo pogodnej grupy, o wysokim
wskaźniku poczucia humoru, którą wspominam z sentymentem. Kiedy więc
rozgościłam się na dobre na portalu z naszą klasą w nazwie, na który
przyszłam w obronie swojego zawodowego tego i owego, oraz kiedy dzięki
temu w tym samym miejscu internetu pozakładałam wszystko, co było do
pozakładania, czyli różne konta, profile, galerie i fora w szkołach i
klasach, których sama byłam kiedyś uczennicą, oraz kiedy pojawili się tam również moi dawni koledzy i dawne koleżanki ze szkół podstawowej [Nigdy nie byłem] i średniej [Stalowe magnolie], zatęskniłam za znajomymi z czasu studiów.
Wpisałam
się więc na tym samym szkolnym portalu na wszystkie istniejące listy
absolwentów mojego kierunku, utworzone na koncie mojej dawnej uczelni,
do dzisiaj zasadniczo pozostając na nich jedyną przedstawicielką tamtego
pokolenia, poza jednym kolegą z roku, który nieco później wpisał się na
jedną z nich, może po prostu po to, żebym nie tkwiła tam jak samotny
kołek, oraz poza jedną koleżanką z roku, która wpisała się jeszcze
później na tę samą listę, być może tylko dlatego, że wcześniej wpisał
się na nią ten kolega.
Nie
wiem, co przez ostatnie czterdzieści lat działo się z ludźmi z mojej
grupy, czy z mojego roku, czy też szerzej z mojego pokolenia, a
znajomych na tym naszym niewielkim i ekskluzywnym kierunku miałam sporo,
poza pięcioma, z którymi nadal mam bliższy lub dalszy kontakt, oraz
poza kilkoma, o których mogę obecnie znaleźć jakąś informację w
internecie, a czasami nawet posłuchać ich publicznych wypowiedzi.
Tęsknię
za ludźmi z tamtego czasu, ale nie sądzę, żeby w tym życiu dane było
nam jeszcze wspólnie spotkać się, gdyż z tego co wiem, po zakończeniu
studiów nikt z naszej grupy nigdy nie próbował skrzyknąć całości na
jakieś spotkanie. Był więc jedynie nasz wspólny rok pierwszy, drugi czy
trzeci, a jeszcze przedtem wspólna i obowiązkowa tak zwana praktyka robotnicza na tak zwanym roku zerowym,
tuż przed rozpoczęciem studiów, zorganizowana na kształt peerelowskich
letnich hufców pracy, która szczęśliwie była zdecydowanie szczęśliwym
czasem, tak sympatycznie i wesoło przeżytym na łonie natury przy
pielęgnacji młodego lasu, jak sympatyczna i wesoła była nasza grupa,
oraz jak sympatyczny był opiekun naszych miesięcznych leśnych praktyk
robotniczych, zresztą językoznawca w stopniu docenta. A potem były już
tylko dwa ostatnie szybkie lata studiów, rozbite na seminaria
magisterskie poza grupą, szybkie absolutorium, szybkie indywidualne
obrony prac magisterskich, szukanie pracy, zakładanie rodzin, szybkie
wyjazdy w różnych kierunkach z miasta naszych wspólnych studiów, i tyle
siebie widzieliśmy [Szóste piętro, siódme niebo].
*
Z
tej nostalgii pomyślałam więc, że zaproszę ich wszystkich do siebie.
Zaproszę ich do wspólnej przygody, którą dla nas wymyślę w mojej powieści nr 2.
Nie opiszę żadnej z prawdziwych, zresztą nie aż tak licznych, wspólnych
akcji z czasu studiów, ale wymyślę przygodę całkiem nową, której
początek stanowić będzie tamta sesja egzaminacyjna chyba kończąca nasz
drugi rok studiów, kiedy zauważyłam na korytarzu instytutu dwóch
złodziei. Udało mi się wtedy ostrzec koleżanki i kolegów zaaferowanych
egzaminami, a złodziei skutecznie przepłoszyć [Ten smród], ale w mojej powieści
dojdzie jednak do poważnej kradzieży, po której całą grupą ruszymy w
pościg za jej sprawcami. Nie wiem jeszcze co się w tej historii wydarzy,
ale wiem, że miasto będzie całe w łagodnym słońcu, tak jak tamtego
dnia. I że podobną łagodność, jasność i ciepło będzie miał w sobie każdy
z nas. I że będzie wesoło, tak jak zawsze bywało.
06.06.2016
.